Logowanie/Rejestracja

Szukaj książek


Szukaj treści



Czat
Jako niezalogowany oblicz: 6*0:

Ostatnio odwiedzający
♀wai ()
♀anjax8 ()
♀Aleksandra0709 ()
oraz 1470 niezalogowanych...
Zaprzyjaźnione serwisy
|

Picciotto Richard

Dodany przez ♂bart () pokaż biografię
Richard Picciotto - dowódca 11 batalionu nowojorskiej straży pożarnej. Ma żonę Debbie, która jest pielęgniarką w szpitalu, ma syna Stephena uczęszczającego do prywatnej katolickiej szkoły w New Jersey i ma córkę Lisę, która jest studentką i oglądała horror WTC na żywo. Wszyscy troje plus rodzice Richarda przeżyli szok i niepokój 11 września podczas zamachu terrorystycznego na World Trade Center. Tamtego dnia Richard Picciotto ratował ludzi i przeprowadzał sprawną ewakuację z drugiej wieży WTC. Chwilę przed jej zawaleniem był na szóstym piętrze. Lecz wtedy wraz z całym żelastwem WTC "poszybował" w dół. Jednakże przeżył upadek wraz z 10 innymi strażakami i starszą panią, której pomagał na chwilę przed katastrofą. Znajdowali się pod 110 piętrami gruzu w całkowitych ciemnościach. Później o własnych siłach Richard wydostał się spod całego rumowiska i gruzowiska WTC i pomógł swoim kolegom w zrobieniu tego samego. Po tym zdarzeniu przy pomocy Daniela Paisnera opisał wszystko po kolei, krok po kroku we własnej książce zatytułowanej "Ostatni z żywych", a w oryginalnej wersji "Last man down".
źródło: Wikipedia.pl

Komentarze

W tej chwili jest dodany żaden komentarz
Dodaj komentarz Dodaj książkę tego autora

Dzieła autora

Ostatni z żywych Ostatni z żywych Last man down
Znasz inne książki tego autora? zarejestruj się, aby móc budować treść serwisu

Tagi, jakimi są określane książki autora

Cytaty autora

Ostatni z żywych, ♂bart ()
Zadziwiające, o czym człowiek myśli, kiedy nie ma czasu na myślenie. Ja myślałem o żonie i dzieciach, ale tylko przelotnie. To nie było tak, jak się czasem mówi, że człowiekowi staje przed oczami całe jego życie. Myślałem o pracy, o tym, jak niewiele brakowało, żebym został zastępcą dowódcy rejonu operacyjnego. Myślałem o bajglach, które zostawiłem na stole w kuchni w jednostce. Myślałem o tym, jak to strażacy zawsze mówią do siebie nawzajem: "Do zobaczenia przy tym wielkim" albo "Spotkamy się wszyscy przy tym wielkim". Nie wiem, skąd się to powiedzenie wzięło, i nie pamiętam, kiedy usłyszałem je po raz pierwszy, ale to był jeden z naszych skrótów; znaczył: Nieważne, jaki wielki jest ten pożar, trafi się nam inny, jeszcze większy. Damy sobie radę z tym i z tamtym także sobie poradzimy. Zawsze powtarzałem te słowa, gdy mieliśmy do czynienia z groźnym pożarem, i zawsze słyszałem je w odpowiedzi. Teraz myślałem, że już nigdy więcej ich nie wypowiem ani nie usłyszę, bo nigdy już nie trafi się nam pożar równie wielki jak ten. To był ten wielki pożar, o którym zawsze mówiliśmy, i gdybym nie wiedział tego już wcześniej - zanim nadeszła chwila grozy, od której krew krzepła w żyłach - ten straszliwy huk w pełni by mi to uświadomił. Starałem się jakoś ogarnąć sytuację, bo sadziłem, że jeżeli zrozumiem, co się dzieje, zdołam się na to jakoś przygotować. Myśli pojawiały się w moim mózgu jedna po drugiej i zarazem wszystkie naraz jak błyskawice - każda w pełni ukształtowana, jakby na to wszystko było dość czasu, chociaż w gruncie rzeczy nie było czasu na nic.