Nutria i Nerwus
Autor Małgorzata Musierowicz
Dodane przez ♀centka (☆)
Forma powieść
Gatunek literatura dziecięca/młodzieżowa
Tagi
Poznań,
Pyza,
Róża,
Pyziak,
wakacje,
ospa,
choroba,
humor,
muzyka,
podróż,
Tygrys,
Laura,
małżeństwo,
Jeżyce,
Jeżycjada,
Borejko,
Natalia,
Nutria,
Filip,
miłość,
przyjaźń,
związek,
przygoda
Pokaż podobne
Od wydawcy
Tytuł ten należy do popularnego cyklu "Jeżycjada", przedstawiającego losy rodziny Borejków i ich przyjaciół.
Natalia Borejko, zwana przez rodzinę Nutrią, zrywa ostatecznie swój związek z Tuniem i w towarzystwie dwóch siostrzenic, Laury i Róży, udaje się na wakacje. W czasie podróży "dopada" Natalię Filip (czyli Nerwus) - brat nieszczęsnego Tunia. Obie siostrzenice, ze znanym wszystkim wdziękiem i humorem, przyjmują towarzystwo Filipa Bratka. Nutria zaś nie może znieść ekscentrycznych zachowań Nerwusa i pragnie szybko go "zgubić". Z czasem jednak przekonuje się do towarzystwa Filipa Bratka i zaczyna darzyć jego osobę coraz głębszą sympatią. W dodatku jej nieoczekiwana zmiana uczuć spotyka się z wzajemnością drugiej strony...
[Wydawnictwo AKAPIT PRESS]
Dodaj notatkę od wydawcy
Opinie i recenzje
Tym razem punkt ciężkości akcji spoczął na trzeciej w kolejności pannie Borejko - Natalii, która najwyraźniej ma problemy z ułożeniem sobie życia. Rozstaje się z prawie-narzeczonym i ma potrzebę wyjazdu, by odpocząć, przemyśleć wszystko i zdystansować się do tej sytuacji.
Ponieważ akurat są wakacje, Gabriela wpada na pomysł, by Nutria (rodzinne przezwisko Natalii) pojechała nad morze z Laurą i Różą. Natalia ma jak najgorsze przeczucia co do tej wyprawy (które szybko okazują się w pełni uzasadnione), ale wyrusza w podróż, zabierając ze sobą siostrzenice.
Już na początku podróży, w pociągu, przykuwa się do niej kajdankami jakiś obcy chłopak - jak się okazuje, brat porzuconego przez nią Tunia. Chce on wywrzeć presję na Natalii, by zeszła się z Tuniem lub też przynajmniej wyjaśniła mu swoje zachowanie.
Filip Bratek, bo tak nazywa się Nerwus poznany w pociągu, nie jest jednak jedyną przeszkodą w podróży. Opieka nad dwójką dzieci nie należy do najłatwiejszych zadań, zwłaszcza że Laura ma ogromny temperament i lubi dominować nad innymi. W dodatku choruje i jest po prostu nieznośna.
Powieść obfituje więc w wiele zabawnych sytuacji i nagłych zwrotów akcji; na pewno czytając ją, nie będziemy się nudzić. Pokrótce dowiadujemy się też, co słychać u Idy i Patrycji.
Polecam!
Dodaj recenzję
Cytaty
– Za pozwoleniem, moja droga – leniwie odezwała się Laura, która najwyraźniej miała z całej sceny mnóstwo uciechy. – Nie musisz być taka ofiarna, pan Filipek jest bardzo miły.
– Pan Filipek? Skąd wy się właściwie znacie? – jęknęła Natalia, szarpiąc okowy.
– My? – spytała Laura, wyraźnie grając na zwłokę. – Hm. Hm. Cóż. Pan Filipek raz przyszedł do ciebie z panem Tuniem, ale ciebie nie było. Dałam im wtedy herbatki – wyjaśniła.
Natalia padła w tył, znajdując ciepłe oparcie w pluszu kanapki.
– Teraz nareszcie rozumiem swoją sytuację – powiedziała z goryczą. – Bardzo ci dziękuję, Tygrysku.
– Cóż, dziecko istotnie zadzwoniło dziś rano – wtrącił Nerwus obronnie; nie darmo Laura rzuciła mu przed sekundą spojrzenie wołające o pomoc. – Dzwoniła do Tunia. To jest lojalne dziecko. Chciało naprawić to, co ty popsułaś. Ale Tunio leży w gipsie, więc dziecko powiedziało wszystko mnie. Nie powinnaś dziecka winić.
– Chciałam tylko twego dobra, ciociu – dodało dziecko serdecznie.
- Zauważyłaś, ciociu - powiedziała Pyza w zadumie, ściskając rękę Natalii - że są ludzie, którym ciągle musimy wybaczać, a oni nam wcale nie muszą?
"Ludzie zamykają się przed innymi ludźmi. Jakby nie rozumieli, że bez tych innych nie da się żyć po ludzku. Drugi człowiek jest nam potrzebny ! - właśnie dlatego, że jest inny. 'Im bardziej inny, tym bardziej ciekawy'. A tymczasem ta inność właśnie najbardziej dziś ludzi odpycha i straszy".
(...) co zerwane, to zerwane. Nie trzeba już wiązać żadnych supłów, bo i tak się zerwie na nowo.
Ja się nie nadaję na opiekunkę tych dzieci (...). Przecież taka Laura ma mnie po prostu za nic. Ona jest i silniejsza, i bardziej dorosła, i bardziej trzeźwa niż ja. Nie umiem wydawać jej poleceń. A ona sobie ze mnie kpi.
Nawet dzieci ze mnie kpią. Jestem dziwolągiem, który nigdzie nie może znaleźć swojego miejsca. I który zapewne nigdy w życiu nie znajdzie sobie pary. To jest takie dziwne: przecież nikomu się nie sprzeciwiam, nie mam żadnych żądań, z nikim się nie kłócę, nikomu nie odmawiam pomocy. I co? I nikomu nie jestem potrzebna. I nigdy, nigdy, nie będę dla nikogo autorytetem. Może mnie po prostu nie ma? Przecież nawet sama nie wiem, czego ja właściwie pragnę. Głowę mam pełną pytań i nie umiem znaleźć ani jednej odpowiedzi. To pewnie dlatego, że nie żyję naprawdę. Żyję we śnie.
Nie wiem, czy go kocham (...). A raczej wiem, że go nie kocham.
Nie wiem, dlaczego on mnie uważa za jednostkę duchowo niepełnosprawną i mówi do mnie per „dziecko”. Może dlatego, że jest ode mnie starszy o dziewięć lat.
Przecież małżeństwo to jest przerażająca loteria, w której większość losów przegrywa!
Była postrzelona, to prawda, jakaś gapiowata przy tym i tak niezdarna, że aż budziła rozczulenie. Ale przecież to inteligentna dziewczyna. I delikatna. I smutna. (Dlaczego?...)
Ma też i poczucie humoru. Co zawsze jest dowodem na inteligencję.
I pięknie śpiewa. Co zawsze jest jeszcze lepszym dowodem na to samo.
Ja jedna znam ją naprawdę. Nikt tak nie potrafi wysłuchać i pomóc jak ona. Żadna z was nie potrafi tak się przejmować. No, może tylko Gaba. (...) Nutria po prostu zupełnie nie umie się troszczyć o siebie (...). Wszystko jest dla niej ważniejsze niż ona sama. Stąd to jej wieczne roztargnienie.
Kochana Nutria. W dzieciństwie chciała być chłopcem, gdyż tata nie doczekał się wymarzonego syna. Przez kilka lat, chcąc wynagrodzić ukochanemu ojcu to bolesne rozczarowanie, Nutria usiłowała przeistoczyć się w chłopczyka: mówiła o sobie w rodzaju męskim, nosiła spodnie i bawiła się demonstracyjnie samochodzikami. Potem jej z wolna przechodziło, zwłaszcza że tata nie takiego syna pragnął. A od pierwszego roku studiów nastąpiła radykalna odmiana: Nutria nagle wypiękniała i nabrała źrebaczkowatego wdzięku, przestała się ubierać jak magazynier z bazy transportowej, kupiła sobie bardzo kobiece sukienki i koraliki, a nawet czerwoną szminkę, którą rytualnie malowała usta od rana do wieczora, w odstępach półgodzinnych.
Nie wdawała się nigdy w spory swoich sióstr, raczej siadała cicho w fotelu i czekała, aż konflikt minie. Kiedy zaś miała okres melancholii czy apatii - spędzała go cichutko, to wklejając sobie rośliny do zielnika, to znów tonąc w lekturze, to wreszcie – pisząc swoje smutne wiersze w specjalnym zeszycie o fioletowej okładce. Nie odzywała się wtedy całymi godzinami i nie zadręczała swoimi problemami innych. Ale żyjąc tak na uboczu, nie absorbując sobą swych najbliższych, Natalia doskonale odbierała ich zmartwienia i niepokoje. Często nawet, tajemniczym sposobem, przeczuwała nastroje, wydarzenia i zamiary. Zdarzało się jej sięgać po słuchawkę telefonu, który dopiero za sekundę miał zadzwonić!
Nutria była zwykle rozmarzona lub pogrążona w depresji, a zawsze nieskłonna do zwierzeń – ale najstarsza siostra odgadywała wiele z tego, co się działo w tej poetycznej głowie.
Z tobą, Nutria, jest taki kłopot: ty wiesz, czego nie chcesz, ale nie wiesz, czego chcesz.
Jeśli [Ignacy Grzegorz] będzie mądry i dobry, to oczywiście czeka go wiele bólu (...). Ale to nie jest przecież najgorsza rzecz, jaka może go spotkać. Najgorsze byłoby, gdyby przesiedział całe życie przed telewizorem, z pełnym talerzem na pełnym brzuchu i z zupełnie spokojnym sumieniem. Gdyby ani przez chwilę nie poczuł się winny. I gdyby go nigdy nic nie bolało. Zamknięty i zadowolony. Wiesz, to chyba jest dla mnie najsmutniejsze w dzisiejszym świecie: ludzie zamykają się przed innymi ludźmi. Jakby nie rozumieli, że bez tych innych nie da się żyć po ludzku. Drugi człowiek jest nam potrzebny! – właśnie dlatego, że jest inny. „Im bardziej inny, tym bardziej ciekawy”. A tymczasem to inność właśnie najbardziej dziś ludzi odpycha i straszy. Boją się jej tak, że wciąż na nowo się odgradzają, obudowują, opatrują etykietkami. Tworzą grupy, w których obowiązuje takie samo zdanie na każdy temat. Zapominają o tym, że to właśnie różnice zdań pozwalają dotrzeć do prawdy. Tylko czy ktoś jej dzisiaj potrzebuje? Myślę, Gabrysiu, że oni chcą być oszukiwani.
Pewien mędrzec (...) powiedział, że śmierć nadaje piękno życiu. Tylko sztuczne kwiaty nie umierają.
(...) tego jednego mi żal, kiedy myślę o śmierci: że się nie dowiem, co było dalej. A przecież ona jest już tak blisko. Prawie się z nią zaprzyjaźniłem.
Nocne strachy to nie głupstwo (...). Nie lekceważ tego, co widzisz w nocy. W nocy widać lepiej i ostrzej, bo dzień człowieka rozprasza.
Drogi Tunio jest typem gastryka (...). Charakterystyczne bruzdy od nosa do ust i niżej. Za parę lat dosłownie to już będzie zgryźliwy zrzęda. Dalej: ma wyraźnie zarysowane odruchy starokawalerskie. Skąpiradło! Nigdy nie przyniósł Natalii kwiatów okazalszych niż pojedynczy fiołek alpejski. Jeśli w ogóle. No i ta drobiazgowość! Wszystko musi być na swoim miejscu. Przychodzi do niej i zaraz zaczyna ustawiać wazonik tam, gdzie go widział ostatnim razem. Ja bym z takim nie wytrzymała, a cóż dopiero ten flejtuch Nutria. Moim zdaniem, instynkt samozachowawczy zadziałał u niej dosłownie w ostatniej chwili. Tak czasem bywa, zwłaszcza z nią. Pamiętasz? – była malutka i cofnęła się na ułamek sekundy przed tym, jak z dachu zleciała cegła.(...) Cegła świsnęła jej koło nosa i roztrzaskała się pod nogami.
Nie wiem, naprawdę, jak ty mogłaś tej niedojdzie powierzyć dzieci (...). Przecież ona samej siebie nie potrafi upilnować.
Bardzo przepraszam, ciociu oraz panie Filipku (...), że wyraziłam się nieco zbyt wulgarnie. Ale gwałt niech się gwałtem odciska (...). Boże, w jakich warunkach ja muszę chorować.
Nigdy nikomu nie trzeba podbierać puenty.
Rano będzie lepiej. Nie będzie żadnych duchów. I tak dalej.
Wiem, że mnie rozumiesz (...). Zawsze to wiedziałam. Ty nic nie mówisz, a wszystko rozumiesz.
Nie byłem zły. Byłem zaledwie rozzłoszczony.
Prokreacja bardzo absorbuje (...).
To normalne w miłości, że ludzie podporządkowują się sobie nawzajem.
– A jak ta twoja noga?
– Moja noga? – zdziwiła się Nutria. – Jaka noga?
– Ta skaleczona. Szkłem.
– Ach! Już jej nie mam, to jest – już o niej zapomniałam (...).
– Moja ciocia Patrycja powiedziała kiedyś, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną jest niemożliwa (...). Chyba że...
– Chyba że występuje jako uczucie towarzyszące? – podpowiedział Filip.
– Ostatni biuletyn był taki, że ona nie wyjdzie za mąż wcale.
– To się tylko tak mówi – machnęła ręką Ida – do czasu, gdy na widnokręgu nie zamajaczy właściwy żagiel. I potem nadal tak się mówi, dopóki nie wiadomo już na sto procent (...).
– Zaczyna mi się wysypka na brzuchu – dobiegło spoza gałęzi ponure wyznanie Laury.
– Na twarzy też – pocieszyła siostrę Pyza.
A Ziemia pod nim kręciła się, oddychając razem z nim. Księżyc toczył się po niebie jak lustrzana piłka i oblewał go całego tajemniczym światłem, z coraz to innej strony. Na wschodzie niebo pojaśniało i natychmiast odezwał się pierwszy poranny ptak.
– Aaaa! – ryknęła. – Tylko nie to!!! Nie będę żadną małżonką!!! – po czym zamachnęła się na Tunia i – w ostatniej chwili zmieniwszy o parę centymetrów trajektorię pocisku – z furią cisnęła koszykiem prosto w zatęchłe głębiny stawku.
A on co na to? Najpierw milczał, głęboko wstrząśnięty chamstwem, jakie ujrzał, a następnie zapytał:
– A co z zastawem za koszyk?
I wtedy Natalii nie pozostało nic innego, tylko albo go uderzyć pantoflem w głowę, albo natychmiast odejść. Więc odeszła, tak jak stała, w białej sukience z kretonu, zbryzganej truskawkową posoką od kolan aż do pasa. Tym, co gnębiło ją w tej chwili i dręczyło do obrzydliwości, był najzwyczajniej w świecie wstyd. I jeszcze coś: przerażenie.
Aleja Wielkopolska nie była bynajmniej cienista o tej porze dnia, wręcz przeciwnie: ponieważ prowadziła prosto na zachód, słońce wypełniało ją jak miód butelkę.
Babilońska atmosfera tego miejsca natychmiast wywarła wpływ na wrażliwą Natalię Borejko; biedaczka podupadła na duchu zaraz po wejściu na teren dworca.
Była tak zachwycona, że na policzki wystąpiły jej malinowe wypieki. – Co za dźwięk! To jest niemożliwe. Kto to gra? Gould?
Teraz Filip przeżył szok. Bo to było właśnie historyczne nagranie Glenna Goulda, z roku 1955. A jeśli ona potrafiła rozpoznać interpretację Goulda – to oznaczało to, że los pozwolił mu spotkać dziewczynę życia. Z którą, nawiasem mówiąc, chciał się ożenić jego własny brat.
Czego to dziecko nie wyrabiało! Najpierw położyło się w rowie i oznajmiło, że tu właśnie skona, potem pozwoliło sobie zmierzyć gorączkę i samo oświadczyło, że ma trzydzieści osiem i pół, potem potrzebowało natychmiast napić się zimnej coca-coli, a kiedy usłyszało, że do wodopoju trzeba iść jeszcze z kwadransik – powiedziało, żeby je zostawić na tej pustyni, bo już się jakoś doczołga przez piaski.
(...) człowiek nigdy nie powinien być zbyt pewny tego, że wygrał. Zwłaszcza – z losem.
(...) do przedziału wkroczyła właśnie bardzo zgrzana, sympatyczna pani w różowej disneyowskiej koszulce. Jej duży biust rozpychał sylwetkę Miki tak, że zdawała się nie myszką, ale turem.
Dziadek Borejko, czołowy wielbiciel Ignacego Grzegorza oraz wynalazca metody, zauważył nawet, że malec lekceważącym pobekiwaniem kwituje komedie Plauta, podczas gdy Rozmyślania Marka Aureliusza wzbudzają w nim niechętny respekt, zaś wybrane sceny z Sofoklesa śmieszą go do rozpuku. Jedynie Platonowi okazywał wnuk Borejków wyraźną, skupioną uwagę. Rozumiał absolutnie każde słowo! – dziadek rozpoznawał to nieomylnie po takich objawach, jak mars na czole wnuka, skupiony wyraz jego mądrych oczu oraz znaczące, przeciągłe mlaskanie plus ślinotok.
Gabriela początkowo próbowała owinąć swe słowa w bawełnę taktu (...).
Ida śniła, że buszuje po ciemku pośród wysokich paproci, w których kryje się jej siostrzenica Laura, cała w żółte i czarne pręgi. Apogeum poświstywania przypadło na moment, kiedy Ida złapała właśnie Laurę i waliła ją soczyście grubą gałęzią po tyłku.
(...) im bardziej okoliczności nie sprzyjały, tym bardziej Filip się upierał.
Im bardziej się ona wycofywała, tym bardziej zdobywczy on się stawał. Ale nie można zarazem wycofywać się – i być blisko.
(...) jak wiadomo, głos, zwłaszcza w śpiewie, zdradza o człowieku bardzo wiele.
Księżyc lał potoki blasku, które woda wchłaniała i przetwarzała w blask odmienny, ruchliwy i rozproszony. Tym świerszczom chyba odbiło. Filip był pewny, że cykają wszystkie naraz, w jakimś niesłychanym unisono.
Łzy przynosiły wyraźną ulgę.
Mamusia twierdzi, że Pyza wkroczyła w wiek dojrzewania, a przecie i ona, Laura, nie jest już taka młoda; za trzy miesiące skończy lat dziesięć i też pewnie wkroczy w to i owo.
Trudno wyraźnie zaistnieć w rodzinie, gdy jest się trzecią pośród czterech córek. W rodzinie Borejków, po okresie tłocznego i hałaśliwego dzieciństwa, nastał okres, kiedy najważniejsza zaczęła być pierworodna Gabrysia – jej pierwsze przeżycia sercowe (Pyziak), jej nieudane małżeństwo (Pyziak), jej dzieci, wreszcie małżeństwo drugie, tym razem udane (Grzegorz). Ale niemal równolegle na pierwszy plan wepchnęła się Ida, buntując się widowiskowo, uciekając rodzinie z wakacji, wyczyniając najprzeróżniejsze dziwactwa. Ledwie dorosła i ustatkowała się – już uwagę rodziny pochłonęła najmłodsza Patrycja, wdając się w piorunujący romans z Florianem i oblewając pokazowo maturę. Co do Natalii – właściwie nie miała powodów do buntu. Bardzo lubiła swoją rodzinę i swój dom i – choć nie poświęcano jej tu tyle uwagi, co innym córkom – czuła się dobrze i bezpiecznie. Być może właśnie dlatego, że pozostawała w cieniu. Były, owszem, chwile, kiedy część uwagi rodziców koncentrowała się na niej; ale zjawisko to miało na ogół miejsce z okazji totalnych klęsk naukowych, toteż Natalia wolała, by go raczej nie było wcale. A ponieważ maturę zdała z wyróżnieniem, zaś na pierwszym roku polonistyki szło jej świetnie – trzy bardziej dynamiczne siostry znów się znalazły na pierwszym planie.
Tuż przed północą przetoczył się nad Poznaniem patetyczny, wagnerowski grzmot, a mieszkańcy, udręczeni spiekotą ostatnich tygodni, wznieśli w odpowiedzi – wszyscy naraz – tysiące okrzyków ulgi.
W którymś momencie nuty – plącząc się i przepychając – ułożyły się same, każda na swoje miejsce i Filip zrozumiał, że śpi. Przez sen pożałował, że nigdy nie zagra melodii, w którą się nuty złożyły.
(...) właśnie mamusia obmyślała, jak by tu Laurę ukarać. Powiedziała, że musi bardzo dobrze się namyślić, bo wobec ohydy tego przewinienia kara musi być wyszukana i okrutna. Namyślała się tak już trzy dni. Znając wszakże usposobienie swej matki, Laura wiedziała, że może spać spokojnie: wyszukana i okrutna kara na pewno się odwlecze, a więc i uciecze.
Wypukły brzuszek zdawał się być bagażem przypadkowo doczepionym do jej eleganckiej, zgrabnej sylwetki. Traktowała też ten bagaż z należną uwagą, lecz bez roztkliwiania się, wciąż zajęta na swoich dwu posadach – w klinice i w przychodni – i z głową przepełnioną problemami naukowymi.
Zapatrzyła się [Gabriela] na swojego synka. Jaki cichy. Jak mu dobrze. Co też go czeka w przyszłości? – żeby tak można to odgadnąć. Czym będzie to, co go wytrąci z poczucia bezpieczeństwa? Co mu złego uczyni ten świat – bo przecież coś takiego zdarzyć się musi. Kiedy? Oby jak najpóźniej, jak najpóźniej. Co to będzie? Kto pierwszy go zawiedzie, skrzywdzi, poniży czy ośmieszy? Czy ktoś go pośle na wojnę?
Boże, oszczędź go – pomyślała z przerażeniem Gabrysia i, jak to ona, natychmiast dodała w myślach: Och, przepraszam. Przepraszam. Przecież wiem, że wszystkie inne matki proszą o to samo. I zawsze prosiły.
Zakryła oczy dłonią.
Żeby tylko nie wojna.
Żeby nikogo nie musiał zabijać.
Żeby nie skrzywdził nikogo.
Żeby zdołał odnaleźć w sobie dobrą wolę.
Będzie na pewno – na pewno! – mądry, uzdolniony i odważny. Będzie. (Ona już to widziała, w jego oczach, w uśmiechu, w kształcie czoła).
Więc żeby miał przy tym dobrą wolę. Żeby jego mądrość i jego zdolności też były dobre. Żeby nie posłużyły niczemu złemu.
Ze smutku bolało ją serce.
pokaż wszystkie (55)...
Dodaj cytat
Powiązania
Brak powiązań z zewnętrznymi stronami.
Dodaj powiązanie
Komentarze
W tej chwili jest dodany żaden komentarz
Dodaj komentarz