Logowanie/Rejestracja
Gdzie kupić?
Szukaj książek
Szukaj treści
Czat
Ostatnio odwiedzający
♀wai (★)♀silverraven (★)
♂rafar (★)
♀anjax8 (★)
oraz 5864 niezalogowanych...
Zaprzyjaźnione serwisy
|



Szósta klepka
Autor Małgorzata Musierowicz
Dodane przez ♀Damroka (☆)
Forma powieść
Gatunek literatura dziecięca/młodzieżowa
Tagi Cesia, przyjaciółki, przyjaźń, Danka, miłość, fizyka, szkoła, Żak, Kołodziej, Joanna, niemowlę, humor, Jeżycjada, Jeżyce, Poznań, Hajduk, Jerzy Hajduk, Dmuchawiec
Pokaż podobne
Forma powieść
Gatunek literatura dziecięca/młodzieżowa
Tagi Cesia, przyjaciółki, przyjaźń, Danka, miłość, fizyka, szkoła, Żak, Kołodziej, Joanna, niemowlę, humor, Jeżycjada, Jeżyce, Poznań, Hajduk, Jerzy Hajduk, Dmuchawiec
Pokaż podobne
Od wydawcy
Cesia uważa, że jest brzydkim, różowym stworzeniem, które nie ma szans na chłopaka. Na domiar złego rodzina nazywa ją „cielęciną”, od jej imienia Celestyna. Najbardziej bolesne jest dla niej to, że wszystkie dziewczyny wokół – jej siostra Julia oraz przyjaciółka, Danusia - mają chłopaków. Cesia jednak nie wie, kto dzień w dzień chodzi za nią do szkoły i potajemnie się w niej podkochuje.
Książka napisana ze wspaniałym humorem, tak jak wszystkie powieści Małgorzaty Musierowicz. Pełno jest w niej zabawnych sytuacji (skąd wzięła się mysz w maszynce do mięsa?) związanych z jej zabawną rodziną, która czasami jest denerwująca. Szczególnie kiedy siostra przyprowadza swojego chłopaka razem z rodzicami na obiad, a familia popełnia gafę po gafie.
Książka napisana ze wspaniałym humorem, tak jak wszystkie powieści Małgorzaty Musierowicz. Pełno jest w niej zabawnych sytuacji (skąd wzięła się mysz w maszynce do mięsa?) związanych z jej zabawną rodziną, która czasami jest denerwująca. Szczególnie kiedy siostra przyprowadza swojego chłopaka razem z rodzicami na obiad, a familia popełnia gafę po gafie.
Opinie i recenzje
♀ktrya (☆), dodano 2008-11-01
Pierwsza część "Jeżycjady". Jest może trochę mniej ciekawa niż te następne, ale jest sympatyczna i jak zwykle koniec jest taki, że chciało by się przeczytać część następną. Jedynie nie rozumiem na jakiej podstawie autorka nadała taki tytuł, bo tam nic nie było o tej szóstej klepce. Chyba, że chodzi o ten szósty zmysł humoru, który pojawił się tam zaledwie 2 razy.
♀Aleksandra0709 (★★), dodano 2011-07-27
Pierwszy raz tę książkę przeczytałam w dzieciństwie. Spodobała mi się tak bardzo, że regularnie do niej wracam, jak też do innych części cyklu powieści Małgorzaty Musierowicz, nazwanego żartobliwie przez profesora Raszewskiego "Jeżycjadą" (od nazwy dzielnicy Poznania - Jeżyc, miejsca akcji powieści).
Powieść obfituje w zabawne sytuacje, ale - jak przystało na lekturę dla młodzieży - zawiera też pouczające treści.
Przez całą akcję przewija się mnóstwo humoru - cennego szóstego zmysłu (bądź szóstej klepki, jak nazwała go mama głównej bohaterki) - pomagającego bohaterom spojrzeć z dystansem na siebie i przeciwności losu.
Jednym słowem - polecam!
Powieść obfituje w zabawne sytuacje, ale - jak przystało na lekturę dla młodzieży - zawiera też pouczające treści.
Przez całą akcję przewija się mnóstwo humoru - cennego szóstego zmysłu (bądź szóstej klepki, jak nazwała go mama głównej bohaterki) - pomagającego bohaterom spojrzeć z dystansem na siebie i przeciwności losu.
Jednym słowem - polecam!
Cytaty
♀Aleksandra0709 (★★), dodano 2008-10-31
Los puka do drzwi na różne sposoby. Niekiedy odbywa się to rozgłośnie w pełni dramatycznie – niekiedy zaś cicho i podstępnie.
♀Aleksandra0709 (★★), dodano 2008-10-31
– Ja nie jestem głodny! – zawiadomił świat Bobcio, mrugając oczkami i wydymając różowe usteczka. – Zjem tylko trochę marchewki, w marchewce jest witamina M.
– A w kotlecie witamina K – powiedziała przebiegle ciocia Wiesia. Bobcio miał hysia na temat witamin, co należało inteligentnie wykorzystać.
– Co za mania jakaś – naigrawał się ojciec Cesi. – Czy kto widział kiedy witaminę?
– Ja widziałem! – ofuknął go Bobcio, srogo marszcząc jasne brewki. – Była zielona i łaziła po talerzu.
– Duża była, mniej więcej? – dopytywał się Żaczek, zachowując całkowitą powagę.
– O, taka – pokazał Bobcio. – Tu miała takie kropki. Wyglądała bardzo zdrowo.
– Nie może być.
– Powiedziała mi, że jak nie zjem sałaty, to nigdy nie zostanę strażakiem pożarnym.
– O Boże – powiedział Żaczek. – To byłoby tragiczne.
– Tragiczne – powtórzyło dziecko, lubując się nowym słowem. – Tragiczne, psiakrew.
– A w kotlecie witamina K – powiedziała przebiegle ciocia Wiesia. Bobcio miał hysia na temat witamin, co należało inteligentnie wykorzystać.
– Co za mania jakaś – naigrawał się ojciec Cesi. – Czy kto widział kiedy witaminę?
– Ja widziałem! – ofuknął go Bobcio, srogo marszcząc jasne brewki. – Była zielona i łaziła po talerzu.
– Duża była, mniej więcej? – dopytywał się Żaczek, zachowując całkowitą powagę.
– O, taka – pokazał Bobcio. – Tu miała takie kropki. Wyglądała bardzo zdrowo.
– Nie może być.
– Powiedziała mi, że jak nie zjem sałaty, to nigdy nie zostanę strażakiem pożarnym.
– O Boże – powiedział Żaczek. – To byłoby tragiczne.
– Tragiczne – powtórzyło dziecko, lubując się nowym słowem. – Tragiczne, psiakrew.
♀Aleksandra0709 (★★), dodano 2008-10-31
Wejścia Cesi prawie nie zauważono.
– ... i moje najlepsze, angielskie kalki! – ojciec Cesi kończył właśnie akt oskarżenia. – Co ty sobie właściwie myślałeś, Bobek?
– Myślałem sobie właściwie, że fajnie się palą – odpowiedział chłopczyk prawdomównie.
– Ale dlaczego właśnie kalki?
– Sam je palisz – wytknął Bobcio wujowi.
– Ale zużyte! Rozumiesz?
– Rozumiem – zgodził się Bobcio wpijając w wuja wierne i uczciwe spojrzenie.
– A firanki, firanki, panie tego?! – wtrącił ochryple dziadek. – Od firanek zazwyczaj zaczyna się...
– Pożar! – krzyknął Bobcio, który był dzieckiem mądrym i domyślnym.
Dziadek irytował się, kiedy mu przerywano lub, co gorsza, pozbawiano jego wypowiedzi puenty.
– Cicho bądź, smarkaczu! Czegoś to taki wesoły, hę?
– Bobeczku – wtrąciła mama Żakowa swoim ciepłym altem. – Czy ty się wcale nie boisz?
– A czego?
– Kary. Za ten pożar.
Bobcio zastanowił się głęboko, starając się wniknąć w samego siebie.
– Nie za bardzo – wyznał wreszcie.
– On sobie z nas bimba! – warknął dziadek.
– Hi, hi! – wyrwało się Bobciowi.
Cesia usiadła ze znużeniem przy wielkim stole.
– A co się właściwie stało?
– Bobcio usiłował w nocy podpalić dom – rąbnął ojciec.
– Aha – mruknęła Celestyna bez zdziwienia.
– ... i moje najlepsze, angielskie kalki! – ojciec Cesi kończył właśnie akt oskarżenia. – Co ty sobie właściwie myślałeś, Bobek?
– Myślałem sobie właściwie, że fajnie się palą – odpowiedział chłopczyk prawdomównie.
– Ale dlaczego właśnie kalki?
– Sam je palisz – wytknął Bobcio wujowi.
– Ale zużyte! Rozumiesz?
– Rozumiem – zgodził się Bobcio wpijając w wuja wierne i uczciwe spojrzenie.
– A firanki, firanki, panie tego?! – wtrącił ochryple dziadek. – Od firanek zazwyczaj zaczyna się...
– Pożar! – krzyknął Bobcio, który był dzieckiem mądrym i domyślnym.
Dziadek irytował się, kiedy mu przerywano lub, co gorsza, pozbawiano jego wypowiedzi puenty.
– Cicho bądź, smarkaczu! Czegoś to taki wesoły, hę?
– Bobeczku – wtrąciła mama Żakowa swoim ciepłym altem. – Czy ty się wcale nie boisz?
– A czego?
– Kary. Za ten pożar.
Bobcio zastanowił się głęboko, starając się wniknąć w samego siebie.
– Nie za bardzo – wyznał wreszcie.
– On sobie z nas bimba! – warknął dziadek.
– Hi, hi! – wyrwało się Bobciowi.
Cesia usiadła ze znużeniem przy wielkim stole.
– A co się właściwie stało?
– Bobcio usiłował w nocy podpalić dom – rąbnął ojciec.
– Aha – mruknęła Celestyna bez zdziwienia.
Dodaj cytat
Powiązania
Brak powiązań z zewnętrznymi stronami.
Dodaj powiązanie
Komentarze
W tej chwili jest dodany żaden komentarz
Dodaj komentarz